ZARZĄDZANIE
USA - tęgi blef gasnącego imperium
Obecnie mamy dwa bolidy – jeden jadący z prędkością 100 km/h, ale z zacierającym się silnikiem oraz ze zużytymi częściami i z brakiem kadry inżynierskiej do jego ulepszania, oraz drugi, który pruje 260 km/h, ale wszystko ma nowe i stoi za nim zespół inżynierów poprawiających jego parametry. Amerykański bolid nie ma po prosu szans.
Data publikacji: 27.06.2025
Data aktualizacji: 27.06.2025
Podziel się:

Czarna dziura zadłużenia
Bycie dyspozytorem waluty rezerwowej świata rozleniwiło Stany Zjednoczone i było jedną z przyczyn powstania ich długu (36 034 994 586 982 dolarów, z rocznym wzrostem długu w 2024 r. na poziomie 5,8 proc. przy PKB 27 720 710 000 000, z rocznym wzrostem 2,8 proc.). Sama wartość odsetek, które Stany Zjednoczone musiały zapłacić, wyniosła bilion dolarów (sic!). Eksport Stanów Zjednoczonych w 2024 r. wyniósł 2 083 800 000 000 dolarów, a import – 4 110 000 000 000 dolarów. Czyli deficyt to mniej więcej 2 000 000 000 000 dolarów plus 1 800 000 000 000 dolarów deficytu wydatków publicznych.
Zatem Ameryka to statek, który nabiera wody. Liczby są tak wielkie, że trudne do wyobrażenia, a szczegóły giną w liczbie zer, przejdźmy więc na mniejsze. Ekonomistów proszę o wybaczenie, ale upraszczam, żeby pokazać sytuację w prostych słowach. Obetnijmy dziewięć zer i mamy:
Zarobiłem 2084 dolary (eksport) a muszę wydać 4110 dolarów (import), żeby kupić potrzebne rzeczy „ze sklepu”, co powoduje, że 2026 dolarów (deficyt handlowy) muszę pożyczyć. Dodatkowo mam 1830 dolarów manka w wydatkach wewnętrznych (rodzina bierze więcej, niż mam w portfelu) i tak od lat, co sprawiło, że dług urósł do 36 035 dolarów, a sama jego obsługa kosztuje mnie 1000 dolarów rocznie (odsetki). Czyli na ewentualne wydatki zostaje mi… nic, muszę się zadłużać, żeby mieć na bieżące życie. Słabo, nie?
Dodatkowo gram rolę światowego policjanta – mam pilnować globalnego porządku, ale żeby nikt się nie wychylał, muszę udawać, że dalej jestem hegemonem. Na szczęście mam światową walutę i mogę drukować bez ograniczeń…. mogę, no nie?
Niestety, dług wciąż rośnie….
Co zrobić, żeby zmienić sytuację? Standardowe rozwiązanie to przyznanie się, że żyję ponad stan, i zabranie się do ograniczania wydatków, zwiększanie dochodów, zaprzestania kupowania ponad to, co zarabiam, a na koniec – stworzenie planu spłaty istniejącego długu. Brzmi znajomo? Spójrzmy na pierwsze kroki Donalda Trumpa i jego administracji:
- Powołanie departamentu DOGE – redukcja wydatków.
- Wzrost dochodów – cła, które mają motywować inwestorów zewnętrznych do przenoszenia produkcji do wewnątrz i do rozwoju sektora przemysłowego w Stanach Zjednoczonych.
- Jak kupować mniej, niż się zarabia… Może sprawić, że te towary będą na tyle drogie, że ludzi nie będzie na nie stać, więc przestaną kupować zewnętrzne dobra konsumpcyjne. Cła zadziałają znakomicie i – dodatkowo – pomogą w wynegocjowaniu lepszych warunków handlowych.
- Redukujmy dług przez restrukturyzację i wydłużenie terminu spłaty, a odsetki zamroźmy.
Jak to zrobić, będąc hegemonem i posiadając walutę światową? Musimy przecież jako Stany Zjednoczone zapewniać płynność dolara na rynkach i jako demokracja nie możemy dać odczuć wyborcom, że muszą zacisnąć pasa, bo zostaniemy „wywiezieni na taczkach”. Poszukajmy więc dodatkowego wyjścia awaryjnego i zagrajmy tak, by reszta świata nie zorientowała się, że nie mamy mocnych kart.
Działania podejmowane przez amerykańską administrację są zatem nie tylko wojną handlową, to także próba przemodelowania struktury obiegu pieniądza tak, żeby osiągnąć cel nie tylko za pomocą wyrzeczeń i pracy, lecz również trochę na skróty.
Stany Zjednoczone próbują grać „na kodach”
Obserwujemy właśnie próbę zamiany systemu monetarnego czołowych potęg światowych, żeby w ten sposób zniwelować obecne przewagi Chin i „puścić Chińczyków z torbami”, nie konkurując na tym samym polu, na którym azjatycki smok jest mocny.
To już się kiedyś wydarzyło i doprowadziło Chiny na skraj otchłani, a potem popchnęło prawie w niebyt, z którego wychodziły, przechodząc przez trudne czasu „odkrywania” komunizmu. Dawno, dawno temu, w 1873 r. światowe potęgi zdecydowały na przejście na parytet złota. Niemcy, Francja, Stany Zjednoczone oraz Wielka Brytania zakotwiczyły swój pieniądz w złocie. Chiny jednak, historycznie przywiązane do srebra i niemające zbyt dużo złota, zdecydowały się pozostać przy tym pierwszym. Srebro, po kroku zmiany monetarnej mocarstw, stało się drugorzędną walutą i było traktowane jako pieniądz krajów drugiej ligi, tracąc w ciągu trzydziestu lat 20–30 proc. wartości, a w kolejnych latach – jeszcze więcej. Przed wprowadzeniem standardu za jedną uncję złota płacono 15 uncji srebra. Po jego przyjęciu przez świat zachodni relacja ta w ciągu kilku lat wzrosła do 35 uncji srebra za uncję złota.
Cały chiński system finansowy pogrążył się w chaosie, bo nagle Chińczycy za te same pieniądze mogli kupić ponaddwukrotnie mniej, czego rezultatem były drenaż gospodarki i katastrofa finansowa społeczeństwa i gospodarki. Co najważniejsze, Chiny wypadły z grona światowych liderów. Od ostatnich stu lat próbują zmienić tę sytuację i przywrócić standard złota. Robią to przez gromadzenie jego zasobów, przechodząc od 370 ton zaraportowanych w 1977 r. do dzisiejszych 1980 ton oficjalnie zdeponowanych jako rezerwy. Należy jednak pamiętać, że Chiny nie pozwalają na sprzedaż złota wydobywanego na ich terytorium, a są obecnie największym producentem złota. Całkowite rezerwy są estymowane na 30 tysięcy ton. Co oznacza, że Chiny posiadają potencjalnie więcej złota niż Stany Zjednoczone, którego rezerwy są szacowane na około 8 tysięcy ton, co może być problemem. Waluty wprawdzie nie są umocowane w złocie, ci jednak, którzy zgromadzili go najwięcej, mają najstabilniejsze waluty i są odporniejsi na wpływy z zewnątrz.
Ponieważ Stany Zjednoczone mogą nie dogonić Chin, jeśli chodzi o rezerwy złota, spróbują prawdopodobnie zmienić system monetarny, aby powtórzyć sytuację z XIX w.
Podobne sytuacje wywracające ustalony porządek rzeczy zdarzały się już w przeszłości:
System z Bretton Woods (1944) ustanowił dolara amerykańskiego jako światową walutę rezerwową, powiązaną ze złotem i wymienialną na inne waluty po ustalonych kursach. System ten miał propagować globalną stabilizację, współpracę i ekonomiczną kooperację.
Porozumienie z Plaza (1985) było rezultatem spotkania państw G5, które uzgodniły celową dewaluację dolara, aby ograniczyć nierównowagi w handlu międzynarodowym. Doprowadziło to do znacznego wzrostu wartości marki niemieckiej i jena japońskiego, co spowolniło tempo wzrostu tych gospodarek. W obu wypadkach to Stany Zjednoczone były inicjatorem porozumień, które – choć przedstawiane jako działania na rzecz globalnej równowagi – w istocie chroniły i stymulowały własną gospodarkę, często kosztem innych państw.
Obecnie za potencjalnego następcę standardu złota niektórzy uznają bitcoina – walutę cyfrową, której globalny zasięg i ograniczona podaż mogą czynić ją atrakcyjną alternatywą. Chiny, dostrzegając w niej zagrożenie dla własnego systemu finansowego, zdelegalizowały jej obrót i „wydobycie”, usuwając z kraju „górników”. Ich miejsce zajęły m.in. Stany Zjednoczone, umacniając swoją pozycję również w cyfrowym świecie finansów.
Kryptowalutowy poker
Donald Trump uruchomił strategiczna rezerwę bitcoina, która ma tworzyć zapas aktywów cyfrowych Stanów Zjednoczonych. Światowe rezerwy bitcoina (BTC) to całkowita ilość tej kryptowaluty znajdująca się w obiegu, która wynosi obecnie 19 848 025 BTC. Maksymalna liczba BTC, która kiedykolwiek zostanie wydobyta, to 21 milionów. Stany Zjednoczone posiadają jedynie 212 847 BTC i 45 654 ETH, ale mają plan podniesienia tej rezerwy do 25 proc. wszystkich BTC do 2035 r.
Szacuje się, że 2,5 proc. wszystkich bitcoinów, czyli 500 tysięcy, mają rządy państw. Na tym tle amerykańskie rezerwy nie wyglądają już tak źle.
Na wieść o tym Chiny, mając w pamięci własną historię, wróciły do stolika i również zakomunikowały, że do końca 2025 r. zamierzają stworzyć własną rezerwę cyfrowych walut. Szacuje się, że Chiny posiadają obecnie 194 tysiące BTC, co daje im drugą pozycję (są to jednak dane nieoficjalne).
Można było zatem przypuszczać, że mocarstwa grają także na wyższym szczeblu niż medialna wojna celna, tworząca zasłonę dymną dla innych działań, mających przyspieszyć wyjście Stanów Zjednoczonych ze spirali długu.
W co gra Donald Trump z ekipą?
Podsumujmy fakty po kilku miesiącach pracy nowej amerykańskiej administracji.
Chaos i zagubienie – nikt nie wie, co się do końca dzieje. Co chwilę słyszymy nowe informacje:
„Nakładamy cła, nie, nie ma jednak ceł…”, „Kanada jest kolejnym stanem i… Grenlandia kolejnym … a właściwie to nie, jeszcze nie”, „Porozumieli się z Meksykiem, nie doszli do porozumienia, cholera wie”. „Eskalujemy, deeskalujemy”, „Sytuacja z Unią Europejską? Nie wiadomo”.
Wygląda to jak zasłona dymna dla prawdziwych działań, poprzetykanych pozorowanymi. A jakie mamy najświeższe fakty? Dziewiątego kwietnia, po przepychankach z pierwszych dni i wprowadzeniu ceł, Donald Trump pisze, że jedynie Chiny się postawiły, więc zostały ukarane i cła w wysokości 125 proc. pozostają w mocy. W związku z telefonami przedstawicieli 75 państw z prośbami o negocjacje, cła dla pozostałych wstrzymano na dziewięćdziesiąt dni, a w trakcie zawieszenia cła wyniosą 10 proc.
Jak to interpretować? Tu zgadzam się po części z analitykiem Markiem Mossem, nie jestem jednak tak optymistyczny co do rezultatów przyjętej przez Stany Zjednoczone strategii.
Wygląda na to, że nie chodziło o cła, lecz o przynętę. Świat został zaproszony do gry, której zasad nie rozumie w pełni, ponieważ rozgrywa się ona na wielu płaszczyznach. Nawet jeśli pojmujemy reguły obowiązujące na pierwszej z nich, niektórzy gracze operują już na kolejnej – kierując się zupełnie innymi zasadami.
Pierwszy poziom to cła. Wiele mądrych głów orzekło, że cła oznaczają opłaty, protekcjonizm i wojnę handlową pociągające za sobą inflację i złamanie rynków. Czemu tak? Bo analitycy myślą jedno- lub dwuwymiarowo. To podstawowe ruchy wywołujące szum medialny. Trzeba wyjść ponad to i zapytać: co ma dać ten ruch? Ma spowodować relokacje bazy przemysłowej do Stanów Zjednoczonych i reindustrializację kraju. Cła wywołują presję na firmy, bo cła nie działają na rynku wewnętrznym, a administracja zachęca do tego, oferując szybkie ścieżki przyznawania pozwoleń oraz indywidualne podejście do norm środowiskowych (czytaj: nie będziecie się przejmowali zieloną energią). I to właśnie się dzieje. Wartość przenoszonego biznesu do Stanów Zjednoczonych już teraz szacowana jest na 4 biliony dolarów. Wśród największych graczy znajdują się Zjednoczone Emiraty Arabskie – 1,4 biliona dolarów, Arabia Saudyjska – 600 miliardów dolarów, a także Apple – 500 miliardów dolarów.
Jest jednak kolejny poziom, skupiający się na resecie ustawień światowej gospodarki, na którym administracja tworzy globalne partnerstwa i chce zamknięcia Chin w „pudełku”, na wyalienowaniu ich oraz na próbie skonfliktowania reszty świata z Pekinem i stworzenia nowych bloków handlowych.
Chiny robią to samo, tylko ciszej: BRICS tworzy blok handlowy, należący do tzw. klubu chińskiego. Ameryka wystartowała z opóźnieniem i z wrodzoną sobie finezją Dzikiego Zachodu, ale podąża w tym samym kierunku, żeby stworzyć i umocnić swój konkurencyjny blok handlowy.
Po co? Czy to już koniec poziomów? Chyba nie, tu dochodzimy do najwyższego poziomu rozgrywki, na którym grą kierują „duże ryby”. W tej grze chodzi o kontrolę nad globalną wymianą pieniędzy.
Należy znać historię, żeby właściwie interpretować teraźniejszość. Cła były dźwignią, przeniesienie produkcji fundamentem, zapudełkowane Chin strategią, a na końcu chodzi o przepływy pieniężne i wymianę okablowania w globalnym systemie finansowym. Nazwano to Mar-a-Lago Accord (nawiązanie do Plaza). O co chodzi w tym porozumieniu nieznanym jeszcze szerokiej publiczności. To nowa globalna umowa, której uczestnicy mają:
- powiązać swoje waluty z dolarem na sztywno (Bretton Woods 2.0),
- płacić za ochronę Stanów Zjednoczonych (tak jak Japonia), taki abonament Netflix,
- pozwolić Stanom Zjednoczonym osłabić dolara, żeby stał się konkurencyjny w stosunku do walut krajów biorących udział w umowie (zimna wojna 2.0).
Jakie są kryteria wygranej dla administracji Trumpa w tej czteropoziomowej grze?
- Odbudowa bazy produkcyjnej w Ameryce do poziomu około 15 proc. PKB do 2030 r.
- Utrzymywanie udziału dolara w rezerwach globalnych na poziomie 60 proc.
- Zbudowanie „bloku handlowego Stanów Zjednoczonych”, w którym około 40 proc. globalnego PKB będzie pod ich kontrolą.
Handel staje się bronią
Lojalność będzie monetą dostępu, nie tylko do sojuszu handlowego, ale także do samego dolara. Ciekawym złożeniem jest posiadanie ukrytych broni, które mogą być wykorzystane przez Stany Zjednoczone do realizacji ich strategii.
Bitcoin i inne stablecoiny mogą w przyszłości odegrać rolę ukrytej broni w realizacji założeń Mar-a-Lago Accord. Sytuacja z XIX w., w której złoto wypchnęło srebro z obiegu, może się powtórzyć – tym razem w układzie: bitcoin + stablecoin – złoto. Nowa architektura finansowa może opierać się na cyfrowych aktywach, eliminując fizyczne metale szlachetne z roli rezerwowej waluty. Hasło: „Drill, baby, drill” zwiastuje z kolei dominację Stanów Zjednoczonych w zakresie taniej i łatwo dostępnej energii. W połączeniu z postępującą deregulacją gospodarki może to stworzyć środowisko wyjątkowo atrakcyjne dla inwestorów. Jednym z przykładów tej polityki jest zarządzenie wykonawcze wydane przez Donalda Trumpa, którego celem było zniesienie barier regulacyjnych oraz stworzenie specjalnej „szybkiej ścieżki” (fast track) – analogicznej do priorytetowych kolejek na lotniskach – dla firm planujących inwestycje o wartości co najmniej miliarda dolarów na terytorium Stanów Zjednoczonych. Firmy te miałyby zagwarantowany szybki dostęp do zezwoleń oraz dostosowaną do ich potrzeb interpretację prawa. W praktyce oznaczałoby to możliwość prowadzenia działalności niemal bez ograniczeń regulacyjnych.
Chaos jest metodą na negocjacje dającą możliwość kotwiczenia nowych ustaleń poza obecnie ustalonymi schematami. Jeżeli chodzi o „kody”, to Stany Zjednoczone rozważają wprowadzenie opłat wstecznych za ochronę, jaką świadczyły w ubiegłych latach, myślą też o opłatach za używanie dolara jako waluty światowej. Pojawił się również pomysł zamrożenia długu Ameryki na sto lat. To działania, które mogą szybko zmienić sytuację Stanów Zjednoczonych.
Jaka będzie strategia Ameryki? Czy pójdzie w odbudowę etosu pracy i innowacyjności gospodarki, w której Stany Zjednoczone będą rzeczywiście czerpały z bazy przemysłowej i własnej pracy, czy ustawią sytuację na „kodach” i pozostaną na dotychczasowych ustawieniach, tak konstruując system, żeby inne kraje pracowały na ich dobrobyt.
Rozmontowywanie krajowego przemysłu i brak realnych zajęć dla obywateli wewnątrz państwa nie jest dobrym kierunkiem. W takiej sytuacji część społeczeństwa traci sens działania, wypada poza system, a rezultatem tego stanu rzeczy jest postępujące ubożenie i pogłębiające się podziały społeczne. Z tym wyzwaniem Ameryka mierzy się już dziś – i to w coraz bardziej widoczny sposób. Ludzie potrzebują pracy, ale także celu – swojego „dlaczego”, o którym tak trafnie pisze Simon Sinek. Bez niego nawet najlepiej zaprojektowany dobrobyt może obrócić się w katastrofę. Czy właśnie tak wygląda strategia Stanów Zjednoczonych? Nie jestem tego pewien, ale sądzę, że niniejszy krótki artykuł pozwala choć częściowo zrozumieć, co się obecnie dzieje – i może pomóc porzucić złudzenie, że nadchodzący czas przyniesie spokój.
Co mają Chiny, czego nie ma Ameryka
Pobawmy się w analityka próbującego przewidzieć, jak rozwinie się sytuacja. Analizując to, co się dzieje, trzeba również spojrzeć na obiektywne czynniki i atuty, jakimi dysponują walczące potęgi. Patrząc na wskaźniki ekonomiczne, mam wrażenie, że Stany Zjednoczone próbują grać, nie mając żadnych kart w ręku. Nazywa się to blefem i dział tak długo, dopóki ktoś nie powie: „sprawdzam”.

Tab. 1 Porównanie współczynników ekonomicznych Chin i Stanów Zjednoczonych
We wszystkich aspektach Chiny wygrywają z Ameryką. Dodatkowo Stany Zjednoczone traktują członków własnego sojuszu z pozycji siły. Nie ma mowy tu o równych warunkach tylko o układzie pan – poddany.
Powyższą tabelę można rozwijać, trudno bowiem znaleźć parametr z gospodarki, w którym górują Amerykanie.
Nie należy także zapominać o stanie infrastruktury w Stanach Zjednoczonych. Na YouTubie można zobaczyć amerykańskich obywateli, którzy zestawiają zdjęcia dróg, dworców kolejowych i stacji metra w Stanach Zjednoczonych i Chinach. W tym porównaniu Ameryka wypada nie najlepiej. A więc w domenie infrastrukturalnej Stany Zjednoczone też wydadzą, aby nadgonić Chiny, i nie da im to przewag konkurencyjnych, tylko wydatki.
Z Chinami sytuacja wygląda zgoła odmiennie. Chiny nie atakują innych, współpracują i ich przedmiotem jest wspólny interes. Chiny stanowią dla wielu firm przykład dla państw, jak się nie dać i jak iść swoją drogą, osiągając sukces. Są dla Ameryki alternatywą, która nie każe zmieniać ich kultury, zwyczajów, nie zawłaszcza biznesu dla własnych celów.
Przyglądając się strategii Stanów Zjednoczonych zachęcającej do współpracy, trzeba jasno stwierdzić, że jest ona oparta na wymuszaniu i zastraszaniu. Casus Ukrainy i umowy o metalach ziem rzadkich lub plan Balcerowicza i odsprzedaży polskich przedsiębiorstw państwowych w ręce często amerykańskie po kosztach w okresie transformacji – to tylko dwa bliskie przykłady. Nie jestem pewien, na ile będzie to przekonująca strategia dla reszty świata. Jeżeli świat zacznie odwracać się od Ameryki, okaże się, że „król jest nagi” i że nie stać go na nowe ubranie.
Chiny (jak to Chiny) nie kłócą się ze słabszym. Ostatnio pokazały, ile kosztuje towar kupowany w Chinach przez amerykańskich dystrybutorów a za ile jest dostępny na rynku amerykańskim. Wynikało z tego jasno, że marże dystrybutorów były częstokroć dużo wyższe niż nakładane obecnie przez administrację cła. Chińczycy sugerują, że wystarczy zamówić produkt bezpośrednio u producenta, a cena będzie niższa niż teraz z doliczonymi cłami.
Wracając do osobistych spostrzeżeń, byłem w Chinach pierwszy raz w 2016 r. Po przyjeździe stamtąd występowałem na konferencjach, mówiąc, że Chiny dynamicznie się rozwijają i że należy się szybko od nich uczyć, żeby nadążyć. Ludzie, słysząc moje prognozy, że będziemy jeździć chińskimi samochodami, patrzyli jak na obcego prezentującego herezje. Kiwali głowami, ale nie wierzyli. Chyba moje prognozy właśnie się sprawdzają. Wielu analityków przewidywało zwycięstwo Stanów Zjednoczonych w konfrontacji z Chinami i dopingowali, aby utrzymać sojusze z Waszyngtonem. Mieliśmy nie współpracować z Chinami (na własną niekorzyść), żeby nie zaszkodzić sojuszowi ze Stanami Zjednoczonymi. Miałem wątpliwości, bo nasz sojusznik był „nagi”. Tempo rozwoju, innowacyjność wspomagana systemem funkcjonowania państwa i zaangażowaniem społeczeństwa daje Chinom fundament, którego nie da się zniszczyć za pomocą słów i pudrowania rzeczywistości życia na kredyt. Powinniśmy wziąć się do pracy i odrobić lekcje albo, niestety, nie wróżę nam w Unii Europejskiej i Stanach Zjednoczonych świetlanej przyszłości.
Podsumowanie
Czeka nas wyjątkowo niespokojny okres. Dolar będzie coraz słabszy i będzie to stymulowane przez same Stany Zjednoczone. Cena bitcoina być może będzie urośnie do 200 tysięcy dolarów, chyba że Chiny uzyskają przewagę w tym obszarze i spacyfikują strategię Ameryki w zarodku. Jeżeli Chińczycy spowodują jeszcze większe wahania na rynku stablecoinów, to inwestorzy mogą odjeść od tych walut jako nieprzechowujących wartości, a to jest jedna z głównych cech środka pretendującego do bycia pieniądzem.
Same Chiny są władcą złota, więc logiczne może się wydawać spięcie jakiejś cyfrowej waluty ze złotem, co sprawi, że zniknie jedna z największych wad złota: trudno szybko prowadzić w nim wymianę handlową, bo niełatwo się je przewozi. Wówczas chińska waluta spięta ze złotem z łatwością wygryzie kryptowaluty oparte na generowanych kluczach. Istnieje bowiem ryzyko, że wraz z rozwojem technologii nastąpi złamanie klucza i coin stanie się z dnia na dzień bezwartościowy. Wartość zawarta w fizycznej emanacji pieniądza wydaje się pewniejszym środkiem płatniczym.
Blef Stanów Zjednoczonych zakończy się wielkim krachem i gwałtownym spadkiem jakości życia obywateli. Dawny hegemon nie zdecyduje się na rozwiązania siłowe – swój moment już przegapił. Dziś nie ma ani wystarczających zasobów, ani politycznego mandatu, by narzucać globalne reguły gry. Amerykę czeka długa i trudna droga odbudowy realnej siły własnej gospodarki – jeśli ma w przyszłości stać się choć częściowo równoważnym partnerem dla Chin. Stany Zjednoczone muszą przestać żyć w filmowej iluzji. Czas opuścić Matrix i… zażyć niebieską pigułkę. Pytanie tylko, czy Donald Trump okaże się ich NEO, czy raczej… Agentem Smithem? W każdym razie, patrząc z perspektywy reszty świata: „Trzymaj się, Dorotko – Kansas mówi bye, bye”.
Autor:
Marek Piekarski, magister biologii molekularnej z wykształcenia, praktyk organizowania i zarządzania zakładami produkcyjnymi z dwudziestoletnim stażem w branży Automotive. Obecnie dyrektor operacyjny w Onesano SA, firmie produkującej suplementy diety oraz estry kwasów omega-3, omega-6 i omega-9, zajmujące się także przemysłowym namnażaniem mikroorganizmów biologicznych i GMO. Pasjonat Lean Manufacturing i systemów usprawniających produkcję.