Szukaj

Zaloguj

Zaloguj się

Jesteś nowym klientem?

Zarejestruj się

Szukaj

Zaloguj

Zaloguj się

Jesteś nowym klientem?

Zarejestruj się
Strona Główna/Artykuły/„SprawdzaMY”, czy deregulacja ruszyła

ZARZĄDZANIE

„SprawdzaMY”, czy deregulacja ruszyła

Od zapowiedzi deregulacji minęło ponad sto dni, podczas których rząd przyjął 125 postulatów zgłoszonych przez zespół prezesa InPostu Rafała Brzoski i skierował do sejmu 63 projekty ustaw, z czego około 20 zdążył podpisać prezydent Andrzej Duda. Z punktu widzenia trwającego impasu politycznego to sukces. W wypadku polskiej gospodarki – to ledwie zauważalne drgnięcie zwiastujące sporą zmianę.


Data publikacji: 09.09.2025

Data aktualizacji: 09.09.2025

Podziel się:

Polityka, i już

Deregulacja, podobnie jak wiele innych elementów gospodarczego domina, stała się zakładnikiem doraźnej polityki – czy raczej była obciążona tym grzechem pierworodnym już w momencie narodzin. Ogłaszając ją z początkiem marca bez szerszych konsultacji społecznych i sadzając na tym byku uznanego lidera, Rafała Brzoskę, premier nie tyle dbał o gospodarkę, ile o głosy przedsiębiorców, którzy rzeczywiście w 57 proc. głosowali na Rafała Trzaskowskiego.

Jednak czym innym jest akcja wyborcza rządząca się swoimi prawami eskalowanych obietnic, a czym innym proces prawno-gospodarczy, wyznaczający pewną koncepcję kierowania gospodarką i obecności państwa oraz jego aparatu wykonawczego w gospodarce. I nie można się dziwić, że część przedsiębiorców czuje się dziś rozczarowana.

Z pewnością dotarło to do szefa InPostu, który zgodnie z zapowiedziami po stu dniach pracy pro bono wycofał się z powołanego ad hoc ciała społecznego, czyli Inicjatywy Społecznej „SprawdzaMY”. W tym sensie Rafał Brzoska nie wsparł koalicji i nie dał się trwale zapisać do jednego z plemion politycznych, co powinno być ważną wskazówką dla rządzących, a nie jest – biznes, owszem, lubi związki z polityką, ale nie lubi się z nimi afiszować.

Deregulacja przestała być bronią wyborczą i jako trwały proces pojawiła się na ustach rządzących dużo później, gdy minęło miodowe sto dni pomysłu. Idea się opatrzyła i osłuchała, a wybory wygrał polityk opozycji. Można się domyślać, że szybka deregulacja miała być taranem wyważającym wrota biurokracji i spektakularnym pokazem sprawczości, jednak – jak się okazało – nie mogło to być działanie w stylu poprzedników, czyli albo poza granicami prawa, albo wbrew prawu dążące do osiągnięcia celu. Choć w ten sposób inicjatywa gwałtownej deregulacji zaplątała się w sprzecznościach, to ona sama okazała się narzędziem pewnego procesu, który niczym Tuwimowska lokomotywa ruszył po szynach… ospale. I dobrze.

Bo właśnie w deregulacji jako procesie można upatrywać szans na jej trwałe umocowanie w krajobrazie gospodarczo-administracyjnym. Przez utopienie jej w atmosferze długich debat nad zapisami i paragrafami, połączonych z obszernymi konsultacjami, można zniechęcić polityków do używania jej jako maczugi w sporach o patriotyzm czy inne imponderabilia. Tymczasem gospodarka potrzebuje konkretów, a te są bardzo różnie oceniane w świetle deregulacji.

Konkrety na stole

Część przedsiębiorców wskazuje na potrzebę ograniczenia „papierologii” czy podniesienia limitu zwolnienia z podatku VAT jako rezultat najefektywniejszej walki z nadmierną biurokracją prawa w ostatnich latach. Inni mówią o zmniejszeniu częstotliwości kontroli w firmach, elektronicznych doręczaniach załączników do decyzji administracyjnych i zdalnych rozprawach przed Krajową Izbą Odwoławczą. Wśród postulatów będących w trakcie procesu legislacyjnego najbardziej doceniane są:

  • wprowadzenie ugód podatkowych w relacji obywatel – urząd skarbowy,
  • odstąpienie od naliczania odsetek przy długotrwałych inspekcjach podatkowych,
  • elektronizacja wielu procesów urzędowych,
  • wprowadzenie domniemania niewinności podatnika.

Blisko jedną czwartą propozycji skierowano do ministra finansów oraz ministrów sprawiedliwości, klimatu i środowiska, rozwoju technologii, cyfryzacji, zdrowia oraz rodziny, pracy i polityki społecznej.

Od początku działania inicjatywy „SprawdzaMY” obywatele i przedsiębiorcy zgłosili kilkanaście tysięcy propozycji zmian prawa, z czego 70 proc. pochodzi od obywateli. Spośród setek zidentyfikowanych barier wyselekcjonowano siedem obszarów priorytetowych, tzw. wielką siódemkę deregulacji, obejmujących: podatki, cyfryzację usług, wymiar sprawiedliwości, energetykę, prawo unijne, zdrowie oraz usprawnienie administracji i bezpieczeństwa. W tych właśnie obszarach tematycznych opracowano pierwsze pakiety usprawnień. A według szefa rządu ponad sto ustaw składających się na pakiet deregulacyjny uchyli niebawem około 120 tysięcy przepisów. Obejmie on także kwestie nie wprost powiązane z gospodarką, mające jednak dla niej duże znaczenie. Chodzi np. o skrócenie kolejek do lekarzy specjalistów przez zredukowanie liczby niewykorzystanych wizyt. Tu sukces wizerunkowo-polityczny jest ściśle powiązany z gospodarczym, przynosząc rzeczywiste korzyści państwu i obywatelom.

Druga istotna kwestia to cyfryzacja wymiaru sprawiedliwości, która pozwoli m.in. zastąpić setki godzin spędzane przez przedsiębiorców w sądach godzinami przeznaczonymi na pracę w swoich firmach, dając oczywiste rezultaty gospodarcze. Do tego dochodzi także ułatwienie dostępu do informacji z Krajowego Rejestru Sądowego dla podmiotów publicznych, co ograniczy konieczność przedstawiania odpisów z tego rejestru w różnych postępowaniach.


W ciągu stu dni funkcjonowania platformy deregulacyjnej zgłoszono ponad 16 tysięcy wniosków.


Jak to działa

W ciągu stu dni funkcjonowania platformy deregulacyjnej zgłoszono ponad 16 tysięcy wniosków. Żeby nie polec, zespół Rafała Brzoski potraktował całą ideę jak projekt i wdrożył wieloetapowy system weryfikacji propozycji, który składa się z:

  • analizy eksperckiej – stanowiącej ocenę merytoryczną i techniczną,
  • filtracji prawnej – będącej sprawdzeniem zgodności z systemem prawnym,
  • kontroli społecznej – czyli uwag i komentarzy obywateli i ostatecznej weryfikacji przez zespoły prawne.

Równolegle Komitet Sterujący wyszukiwał i traktował priorytetowo rozwiązania o najszerszym pozytywnym wpływie na małe i średnie przedsiębiorstwa oraz społeczeństwo. Po ich opracowaniu przesyłał je do politycznych decydentów. Ten model współpracy przedsiębiorców i polityków, zdaniem zespołu Rafała Brzoski, okazał się jak dotąd wyjątkowo skuteczny w selekcjonowaniu i opracowywaniu koncepcji i propozycji zmian. Z dotychczasowych relacji na temat współpracy wynika, że choć decydenci, słysząc niektóre propozycje, jeżą się jak kot przy spotkaniu z psem, to z czasem dyskusja przybiera charakter merytoryczny. Niektóre koncepcje są odkładane ad acta, jednak strona społeczna zamierza do nich wrócić, gdy deregulacja zacznie przynosić rezultaty. Obie strony oceniają dotychczasową współpracę za sukces, ponieważ zespół Rafała Brzoski przekazał rządowi 347 projektów, z których 166 jest na etapie analizy lub zostało zaakceptowanych, a jedynie 108 odrzucono lub wycofano.

Potrzeba rewolucji

Duża grupa przedsiębiorców nadal mówi jednak o deregulacji jako drobnych, choć ważnych uproszczeniach, które nie są rewolucyjnymi zmianami. A taką byłoby m.in. systemowe rozwiązanie problemu nadmiernego obciążenia składkami na ubezpieczenia społeczne małych i średnich przedsiębiorców. Obecnie mogą oni korzystać z tzw. małego ZUS przez dwa lata, ale po tym okresie muszą płacić pełną składkę. Wskazują także na dużą zmienność prawa i nadgorliwość legislacyjną urzędników. Ta ostatnia opisywana jest jako gold plating, czyli tworzenie bardziej rygorystycznych przepisów, niż wynika to z dyrektyw unijnych. Jest to nierzadko powiązane z plagą nowelizacji powodowanych doraźnym interesem, czasem jednostkową sprawą, które wywracają nawet dobrą ustawę do góry nogami, wprowadzając jeden zapis lub przecinek korzystny dla jakiejś branży lub grupy przedsiębiorców. Nowelizacja to ulubione poletko lobbystów, po którym mogą harcować, inspirując zaprzyjaźnionych polityków do robienia „wrzutek”. Ten psujący gospodarkę proceder m.in. dzięki deregulacji zdaje się wyhamowywać. W 2022 r. nowelizacji poddano dwieście ustaw, rok później – sto trzydzieści osiem, a w 2024 r. – już tylko sto. Niewykluczone, że doczekamy się zakazu nowelizacji częściej niż raz w roku, z półrocznym okresem vacatio legis, co zmusi prawodawców do przemyślenia całej koncepcji ustawy czy przepisu przed ich zmianą. To z kolei da większą trwałość i przewidywalność prawa, niezbędną gospodarce jak tlen, na co również się skarżyli i skarżą przedsiębiorcy, przypominając ustawę o podatku akcyzowym, którą tylko w 2019 r. nowelizowano aż dziesięciokrotnie.


Świadomie lub nie, lider InPostu, usuwając się w krótkim czasie w cień, uniknął pułapki jeszcze jednego mitu polskiej gospodarki, który można opisać jako „Brzoska załatwi”.


Zmiana kierunku

Niezależnie od ocen, deregulacja jest odejściem od sowieckiego modelu myślenia o procesach gospodarczych, którymi można – wedle niektórych politycznych matuzalemów – sterować ręcznie, za pomocą ustaw, rozporządzeń i dekretów, które przecież da się bardzo precyzyjnie napisać i wszystko nimi uregulować. Ten sposób zarządzania, szczególnie popularny w dawnym zaborze rosyjskim, jest antyrynkowy, dławi przedsiębiorczość niczym urząd skarbowy za Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Ale to z niego biorą się tak irytujące przedsiębiorców nadgorliwe zapisy i nadinterpretacje unijnego prawa, mnożące różne bumagi i zaświadczenia. Postulat likwidacji gold platingu zgłaszany przez przedsiębiorców znalazł uznanie i posłuch wśród ekspertów społecznych i został przekazany stronie rządowej, choć nie jest jeszcze zrealizowany w ramach walki z nowelizacjami.

Z drugiej strony to smutne, że kilkadziesiąt lat po przełomie gospodarczym wciąż nam daleko do nowoczesnej gospodarki liberalnej i wolnorynkowej. Twórcy nadinterpretacji, nowelizacji i wrzutek nie dostrzegają, że włączenia zobowiązań o charakterze etycznym, np. typu ESG, w podstawy gospodarki nie można realizować za pomocą zmian przepisów, lecz przez zmianę postaw.

W tym odniesieniu deregulacja wbudowana w mechanizm gospodarczego zarządzania państwem jest o tyle sukcesem, o ile uruchomiła element aktywności obywatelskiej, bo propozycje do „SprawdzaMY” wciąż napływają i zapewne będą napływać. Przy czym zachowany powinien zostać model zaproponowany przez Rafała Brzoskę: „dwa do jednego”, czyli likwidację dwóch regulacji przy powoływaniu jednej nowej.

Świadomie lub nie, lider InPostu, usuwając się w krótkim czasie w cień, uniknął pułapki jeszcze jednego mitu polskiej gospodarki, który można opisać jako „Brzoska załatwi”. W tym micie pojawia się silny bohater, który dzięki swoim wybitnym cechom i zdolnościom w mgnieniu oka rozwiązuje poważny problem państwowy niczym Nikodem Dyzma kryzys cukrowniczy. Nowoczesna gospodarka tak nie działa, lecz potrzebuje grup fachowców i ekspertów z wielu dziedzin, którzy budują dobre rozwiązania. To mało romantyczne, za to bardzo skuteczne, o czym być może się przekonamy, jeśli politycy zostawią w spokoju deregulację.


Zobacz również


Przeczytaj