AUTOMATYKA I ROBOTYKA
Dane nowym surowcem Food Industry 4.0
Jeszcze niespełna dekadę temu cyfryzacja w zakładach spożywczych uchodziła za ciekawostkę – coś, co można było przetestować na małą skalę. Dziś to codzienność – dane stały się walutą decydującą o przewadze konkurencyjnej. Kto potrafi je gromadzić, analizować i wyciągać wnioski, zyskuje nie tylko spokojny sen dyrektora produkcji, ale i lojalność coraz bardziej wymagającego klienta.
Data publikacji: 06.11.2025
Data aktualizacji: 06.11.2025
Podziel się:

O tym, dlaczego cyfryzacja przestała być opcją i stała się koniecznością oraz jak przekonać sceptycznych menedżerów, rozmawiamy z Mateuszem Skorupą, dyrektorem sprzedaży w ifm electronic, który od lat doradza polskim producentom żywności w drodze do przemysłu 4.0
Production Manager: „Dane jako nowy surowiec” – brzmi to trochę jak slogan z konferencji. Dlaczego akurat w branży spożywczej, kojarzonej z tradycją i powtarzalnością, cyfryzacja nagle staje się koniecznością, a nie opcją?
Mateusz Skorupa dyrektor sprzedaży w ifm electronic: W branży spożywczej od zawsze najważniejsze było bezpieczeństwo produktu, które decyduje o zaufaniu konsumenta. Żeby jednak je zapewnić, procesy muszą być absolutnie precyzyjne i przewidywalne. Dzisiaj klienci oczekują nie tylko jakości, ale i pełnej transparentności. Chcą wiedzieć, skąd pochodzi produkt, jaki ma ślad węglowy, czy jest „clean label”. Oczekują personalizacji – dopasowania do diety, alergii, stylu życia – i reagują błyskawicznie na trendy. To tempo jest niemożliwe do utrzymania bez cyfrowych narzędzi i bez traktowania danych jako kluczowego surowca.
Nie bez znaczenia są też regulacje. Weźmy choćby śledzenie zużycia mediów. Kiedyś raporty przygotowywano raz na kwartał – dziś raportowanie wymagane jest niemal w czasie rzeczywistym, a audytorzy oczekują pełnej ścieżki danych. Cyfryzacja nie jest więc kwestią wyboru, tylko warunkiem dalszego rozwoju.
Firmy mówią o „big data”, ale w praktyce często gubią się już na etapie zbierania informacji. Co tak naprawdę blokuje zakłady przetwórcze w Polsce – technologia czy mentalność?
Mateusz Skorupa: To w dużej mierze mieszanka obu czynników. Zdarza mi się odwiedzać zakłady, w których ktoś odpowiada za produkcję, planowanie, zakupy… i „wdrożenie cyfryzacji”. To nie działa – potrzebna jest osoba, która będzie ambasadorem zmian: przeprowadzi parametryzację, pomoże wyciągać wnioski i pokaże zespołowi, jak te dane wykorzystać w praktyce.
Mentalność to druga bariera. Słyszałem, i to nie raz: „Po co to zmieniać, skoro od lat działa?”. I tu wracam do własnych doświadczeń z ostatnich lat – firmy, które odważyły się zrobić krok w stronę predykcji czy automatycznego monitoringu, dziś praktycznie nie wyobrażają sobie powrotu do dawnych metod. To tak jakby ktoś, kto korzysta z nawigacji w samochodzie, nagle miał wrócić do papierowej mapy. Oczywiście bywają też bariery stricte technologiczne – brak infrastruktury IoT czy ograniczenia budżetowe, ale na szczęście, to już rzadkość. W ifm mamy doświadczenie, jak zacząć małymi krokami, nawet przy niskich nakładach finansowych. Ważniejsze od wielkiego „skoku” jest systematyczne budowanie kompetencji cyfrowych w zakładzie.
Czy polscy producenci żywności są gotowi traktować dane jak surowiec – inwestować w nie tak samo jak w linie produkcyjne?
Mateusz Skorupa: Powiem tak, tylko nieliczne firmy naprawdę traktują dane strategicznie. W końcu linia produkcyjna jest namacalna – widać, że stoi nowa, lśniąca maszyna. Inwestycja w dane jest mniej spektakularna, trudniej ją pokazać w folderze. Dlatego często traktuje się je jako produkt uboczny.
Brakuje też konsekwentnej strategii zarządzania danymi. Spotykam się z sytuacjami, gdy ktoś kupuje system tylko dlatego, że „konkurencja ma”. Rezultat? Dane zbierane są chaotycznie, a zespół nie wie, co z nimi zrobić. To trochę jak z zapełnionym notesem – jeśli nie przełożysz go na decyzje, pozostaje tylko ciężarem. Ci, którzy wypracują spójną politykę, szybko przekonują się, że dane są równie wartościowe jak nowa linia technologiczna.
W ifm mamy doświadczenie, jak zacząć małymi krokami, nawet przy niskich nakładach finansowych. Ważniejsze od wielkiego „skoku” jest systematyczne budowanie kompetencji cyfrowych w zakładzie.
ifm deklaruje, że wspiera firmy w cyfrowej transformacji. Co w praktyce odróżnia Wasze technologie od kolejnych narzędzi do zbierania danych?
Mateusz Skorupa: Naszą filozofię dobrze oddaje hasło „technologia dla wszystkich”. Widziałem już wdrożenia, które kończyły się fiaskiem tylko dlatego, że były zbyt skomplikowane i wymagały ciągłego wsparcia IT. Dlatego wprowadziliśmy moneo w wersji cloud jako rozwiązanie plug & play. W praktyce oznacza to, że w pół godziny można zwizualizować krytyczne maszyny i rozpocząć ich monitoring – bez instalacji serwerów, skomplikowanych konfiguracji czy długich szkoleń.
To, co nas wyróżnia, to pełna opieka w modelu Software as a Service – dbamy o aktualizacje, bezpieczeństwo, kopie zapasowe. Klient zarządza tylko dostępami. Dodatkowo system można wyposażyć w pakiet sztucznej inteligencji, który nie tylko uczy się na podstawie danych historycznych, ale też reaguje na zmieniające się warunki środowiskowe. W rezultacie dane stają się rzeczywistym wsparciem dla decydenta, a nie kolejną tabelą do przejrzenia.
Cyfryzacja to inwestycja. Jak przekonać dyrektora produkcji, że wdrożenie systemów monitorowania procesów to realny zysk, a nie tylko ładny projekt z folderu marketingowego?
Mateusz Skorupa: Najważniejsze jest wsłuchanie się w rzeczywiste problemy zakładu. Jeden dyrektor będzie narzekał na przestoje, inny na nadmierne zużycie sprężonego powietrza, kolejny na trudności kadrowe. Każdy ma inne priorytety. Mogę przytoczyć historię jednego z klientów z branży mleczarskiej. Dla niego największym wyzwaniem były niespodziewane awarie pomp. Po wdrożeniu systemu predykcyjnego, pierwsza „przewidziana” awaria pojawiła się po kilku tygodniach – system zasygnalizował anomalię, serwis wymienił część w zaplanowanym oknie, a produkcja ruszyła bez strat. Dyrektor policzył, że uniknięty przestój dał mu zwrot inwestycji w mniej niż pół roku. To działa na wyobraźnię. Takich przykładów mamy więcej, szczególnie w branży spożywczej, a liczby bronią się same – trzeba je tylko dobrze dopasować do oczekiwań klienta.
W branży spożywczej normy jakościowe są bezlitosne. Czy dane naprawdę pomagają spać spokojniej dyrektorom zakładów, czy raczej generują kolejną biurokrację?
Mateusz Skorupa: Źle dobrany system faktycznie może stać się balastem technologicznym – zamiast pomagać, produkuje tylko stosy raportów. Dlatego podkreślam: najpierw diagnoza, potem narzędzie. Jeśli dobrze rozpoznasz problem, dobierzesz rozwiązanie do rzeczywistych potrzeb i znajdziesz w zakładzie osobę, która będzie je pilotować, wtedy cyfryzacja staje się sprzymierzeńcem.
Mam w pamięci rozmowę z dyrektorem jednego z dużych zakładów mięsnych. Po kilku miesiącach od wdrożenia powiedział mi: „Wie pan, pierwszy raz od lat jadę na urlop bez telefonu służbowego w kieszeni. Wiem, że system zaprognozuje awarię i sam wyśle powiadomienie. Bedzie czas na reakcję, bez zaskoczenia”. To jest dla mnie najlepsze podsumowanie wartości danych.
Analityka danych rozwija się błyskawicznie. Co pana zdaniem jest chwilową modą, a co rzeczywiście zmieni oblicze polskiego sektora spożywczego w najbliższych latach?
Mateusz Skorupa: Rynkiem przemysłowym rządzi pragmatyzm – przykładowo, VR wyglądał efektownie na pokazach, ale w codziennej pracy się nie przyjął. To, co naprawdę zmienia oblicze sektora, to sztuczna inteligencja, która dziś staje się standardem i wierzę, że w najbliższych latach będzie tak powszechna jak SCADA dekadę temu. Sztuczna inteligencja nie tylko wykrywa anomalie, lecz także wspiera planowanie, optymalizuje zużycie mediów i pomaga w decyzjach. W tym właśnie kierunku zmierza branża: dane jako surowiec, AI jako narzędzie, a człowiek jako twórca wartości dla konsumenta.
Zobacz również



